Ostatnia część naszego felietonu na temat Regionów Whisky w Szkocji.
Wyprawa na wyspę Islay w Szkocji to podróż do krainy marzeń. Krainy spełnionych marzeń, dodajmy. Kiedy stoję na pokładzie promu zbliżającego się do brzegów wyspy, zawsze towarzyszy mi ekscytacja. I mimo że wiem, że ta biała plamka na tle ciemnozielonej masy lądu wyłaniającego się z morza, którą dostrzegam jako pierwszą, to jedna z moich ulubionych destylarni – zawsze i niezmiennie, odczytanie napisu „Ardbeg” na białej ścianie budynku, gdy prom jest już wystarczająco blisko, przyprawia mnie o dreszcz emocji. Wygląda na to, że nie tylko na mnie tak działa ten kawałek lądu wystający ponad poziom Morza Hebrydzkiego. Islay to pod wieloma względami kompletnie inny świat.
O tym, że nie tylko ja dostaję gęsiej skórki na widok Islay świadczą udokumentowane przypadki osób – dorosłych, poważnych facetów skądinąd – zalewających się łzami wzruszenia na klifie przy Ardbeg. Inni mają tak na pomoście wchodzących w zatokę przy Lagavulin, a jeszcze inni podczas spaceru wokół miniaturowej zatoczki w Portnahaven.
[caption id="attachment_223" align="aligncenter" width="980"]
Na Islay można przylecieć samolotem, jednak prom jest najwygodniejszym i najbardziej romantycznym sposobem dostania się na wyspę. No i można zabrać ze sobą samochód, co jest ważne podczas wyprawy.[/caption]
Islay to jedna z większych wysp archipelagu Hebrydów Wewnętrznych, sąsiadująca przez cieśninę z wyspą Jura, około 20 km na zachód od półwyspu Kintyre. Mieszka na niej nieco ponad 3 tysiące ludzi, z czego niecały tysiąc w miejscowości Bowmore, swego rodzaju stolicy wyspy. Jesienią na wyspę przylatują dziesiątki tysięcy dzikich gęsi z Kanady, głównie bernikli. Niemało jest jeleni. Spora część powierzchni wyspy pokryta jest torfowiskami i wrzosowiskami. To naprawdę piękne miejsce.
Jednak głównym powodem do sławy Islay są działające tu destylarnie whisky słodowej. Nie ma wielbiciela szkockiej wody życia, który nie znałby whisky z Ardbeg, Laphroaig, Lagavulin, Bowmore, Bruichladdich, Kilchoman, Caol Ila czy Bunnahabhain. Destylaty z nieczynnej od 1983 roku Port Ellen coraz częściej trafiają co najwyżej w sferę marzeń – ze względu na niebotyczne ceny, jakie osiągają edycje pochodzące z nielicznych zachowanych do dziś beczek. Kolejna, dziewiąta już destylarnia na Islay, jest w budowie. Ardnahoe, bo tak nazywa się to przedsięwzięcie planuje uruchomienie produkcji w maju tego roku. Niemal wszystkie destylarnie na wyspie usytuowane są malowniczo tuż nad brzegiem morza, co dodaje aury romantyczności pochodzącym z nich trunkom, a same destylarnie stały się celami prawdziwych pielgrzymek wielbicieli whisky z całego świata.
Co takiego jest przyczyną ogromnej popularności whisky z Islay? Przede wszystkim właśnie te wspominane wcześniej torfowiska. A właściwie wydobywany z nich torf. Jest on od wieków stosowany w Szkocji jako paliwo – do ogrzewania domów, gotowania i… suszenia słodu jęczmiennego. Do dziś można w Szkocji kupić worki suszonego torfu, którym da się napalić w kominku. Szczerze polecam, bo wrażenia, jakich dostarcza płonący torf nie mają sobie równych – od widoku wirujących nad paleniskiem iskier po niezwykły, cudowny, słodki aromat.
[caption id="attachment_233" align="aligncenter" width="980"]
Destylarnia Ardbeg, cel pielgrzymek wielbicieli whisky z całego świata.[/caption]
Ten sam torf wykorzystywany był od niepamiętnych czasów również do suszenia słodowanego jęczmienia, używanego później do produkcji whisky. Dym torfowy, przeciskający się między ziarnami suszonego zboża osadza się na nich i przenika je. I pozostaje tam już do końca. Stąd ten charakterystyczny, dymny posmak w niektórych współczesnych whisky szkockich. Jednak torf z Islay różni się znacznie od torfu pochodzącego z innych części Szkocji. Tutaj, na wyspie wystawionej na bezlitosne działanie Atlantyku, ów torf zawiera sporo elementów pochodzenia morskiego – od wodorostów po sól morską i jod.
Efekt jest absolutnie niepowtarzalny. Whisky pędzona na bazie torfowego słodu z Islay oferuje w aromacie i smaku więcej niż tylko akcenty dymne. Jest tu morze, słoność, akcenty wędzonych ryb, wodorostów, podkładów kolejowych, smoły, jodyny, czasem wręcz ma się wrażenie, że wsadziło się nos w dobrze zadymione wnętrze gabinetu chirurgii szczękowej. Nie każdemu ten zestaw aromatów odpowiada. Nie przypadkiem na początku naszego wieku destylarnia Laphroaig reklamowała swoje wyroby za pomocą hasła „Love it or hate it.” Bo i rzeczywiście, wobec whisky z Islay trudno pozostać obojętnym. Są to trunki wymagające pewnego przygotowania podniebienia, niejakiej wprawy w smakowaniu whisky. Choć, naturalnie, nie zawsze i niekoniecznie. Znam osobiście co najmniej kilka osób, które zachwyciły się – i zakochały – Laphroaig czy Ardbeg od pierwszego kieliszka. Zalecana jest jednak pewna ostrożność.
Jeśli wśród czytających te słowa są wielbiciele dymu torfowego zamkniętego w kieliszku szkockiej whisky, osoby znające wyroby Ardbeg, Lagavulin, Caol Ila, Laphroaig, polecam zajrzenie w ofertę Bruichladdich. Od paru już lat destylarnia ta od czasu do czasu butelkuje whisky zwaną Octomore. Jeśli wymienione dotąd whisky korzystają ze słodu zawierającego dymne fenole pochodzenia torfowego na poziomie 40-50 ppm (parts per milion), to Octomore rzadko schodzi poniżej 150 ppm. Wydana w ubiegłym roku Octomore Masterclass 8.03 pobiła wszelkie rekordy. Do jej wytworzenia użyto słodu torfowanego na poziomie 309 ppm. To już czyste piekło na podniebieniu.
[caption id="attachment_226" align="aligncenter" width="980"]
Torfowisko między Bowmore a Port Ellen. Pierwszy etap suszenia ukopanego torfu.[/caption]
Torfowa whisky z Islay nie zawsze miała tak dobre notowania, jak dziś. Zanim zrobiła furorę wśród smakoszy whisky na przełomie XX i XXI wieku, stosowana była głównie w whisky mieszanych, jako swego rodzaju przyprawa. Ze względu na bardzo intensywny smak i aromat, wystarczyło parę kropel torfowej Laphroaig, Lagavulin czy Caol Ila, by trunkowi mieszanemu nadać delikatny dymny posmak. Tak więc, mimo iż była wysoko ceniona, zapotrzebowanie na nią było niewielkie, jeśli chodzi o wolumen produkcji.
Jak się wydaje, pierwszą jaskółką zwiastującą rychłą karierę whisky z Islay było powodzenie, jakim pod koniec XX wieku cieszyła się Lagavulin 16yo. Koncern Diageo, wówczas właściciel niemal połowy destylarni w Szkocji, postanowił wypuścić na rynek serię whisky słodowych pod wspólną nazwą „The Classic Malts of Scotland.” W skład tej serii weszły whisky słodowe, będące przedstawicielkami poszczególnych regionów produkcji whisky. Dodatkowo, Highland podzielono na dwie części i na potrzeby marketingu tej serii wyodrębniono wyspy, jako osobny region. I tak, na półki specjalistycznych sklepów z alkoholami trafiły Glenkinchie 10yo, Oban 14yo, Talisker 10yo, Dalwhinnie 15yo, Cragganmore 12yo i Lagavulin 16yo. Można się domyślać, że nie oczekiwano wielkiego powodzenia wymagającej w smaku torfowej, dymnej Lagavulin, dlatego zdecydowano się na całkiem słuszny wiek butelkowanej w ramach tej serii edycji podstawowej. Efekt był taki, że po jakimś czasie zabrakło starych zapasów Lagavulin i na pewien okres trzeba było wersję 16-letnią wycofać ze sprzedaży. Zresztą, cała seria zrobiła wiele dobrego dla spopularyzowania szkockiej whisky słodowej na świecie.
[caption id="attachment_225" align="aligncenter" width="980"]
Destyarnia Laphroaig, jeden z producentów tak popularnych dziś "torfowych potworów."[/caption]
Lagavulin 16yo otworzyła wrota do ogromnej popularności pozostałych dymnych whisky wytwarzanych na Islay. Dwie destylarnie znajdujące się na południowym wybrzeżu wyspy, każda z nich oddalona od Lagavulin dosłownie o półtora kilometra, produkujące najmocniejsze tzw. „torfowe potwory,” niemal natychmiast poszły za ciosem. Mowa o Laphroaig i Ardbeg. W tej chwili wspomniana trójka to absolutny top popularności wśród marek szkockiej whisky słodowej.
Co ciekawe na tle niejednej gorzelni z Highlands czy Speyside, są to stosunkowo niewielkie zakłady. Maksymalna wydajność Ardbeg to tylko 1,4 mln litrów czystego alkoholu rocznie, Lagavulin 2,5 mln, a Laphroaig 3,3 mln. Przy potęgach wielkości Glenfiddich (13,7 mln), Roseisle (12,5 mln) czy Ailsa Bay (12 mln) to naprawdę niewiele. Nie zmienia to faktu, że to właśnie specjalne edycje whisky z Islay potrafią rozejść się w ciągu kilku minut, po czym osiągają zawrotne ceny na rynku wtórnym.
Pozostałe cztery destylarnie z Islay, a więc Bowmore, Bruichladdich, Caol Ila, Bunnahabhain i Kilchoman, również mają powody do zadowolenia, jeśli chodzi o popularność wśród wielbicieli whisky. I to wcale niekoniecznie w cieniu wymienionej trójki. Gdyby wśród znawców tematu przeprowadzić ankietę na temat najbardziej pożądanej, kultowej edycji whisky, której chcieliby skosztować, wielu wymieniłoby Black Bowmore, whisky z 1964 roku, dojrzewaną w beczkach po sherry. Obecnie praktycznie nie do zdobycia, choć nie wolno się poddawać. Trzeba tylko zabezpieczyć sobie odpowiednio wypchany portfel. Sporadycznie pojawia się na aukcjach.
[caption id="attachment_230" align="aligncenter" width="980"]
Usytuowana na kompletnym odludziu Bunnahabhain oferuje - poza doskonałą whisky - widoki na sąsiednią wyspę Jura (w lewej części kadru).[/caption]
Destylarnie z Islay były również prekursorami w organizowaniu programów lojalnościowych dla wielbicieli swoich produktów. Zakup butelki Laphroaig uprawnia do wstąpienia do klubu Friends of Laphroaig, a w ramach członkostwa do dożywotniej dzierżawy stopy kwadratowej ziemi na należących do destylarni torfowiskach. Każdy Friend of Laphroaig odwiedzający destylarnię dostanie parę kaloszy (bez nich ani rusz), miniaturową flagę swojego kraju i zostanie zaprowadzony w miejsce, gdzie znajduje się jego ziemia. Tam też ową flagę powinien wbić w ziemię. W ramach opłaty dzierżawnej dostanie również się napić miejscowej whisky. Podobnie – choć bez dzierżawy skrawka torfowiska – funkcjonuje Ardbeg Committe. Tutaj największą korzyścią związaną z przynależnością do klubu jest dostęp do specjalnych edycji whisky, butelkowanych tylko i wyłącznie dla członków komitetu.
Nie potrafię zliczyć ile razy byłem na Islay. Oprócz doskonałej whisky, wyspa kojarzy mi się z całym szeregiem mniej lub bardziej doniosłych wydarzeń, spotkań, wizyt. Będzie to czekanie w strugach deszczu na autobus na przystanku pod Laphroaig, spotkanie oko w oko ze stadkiem dorodnych jeleni tuż obok kaplicy w Kildalton, nieprzejedzone uczty z owoców morza u mieszkającego w Port Ellen znajomego, Ardbeg Provenance 1976 sączona z menadżerem Ardbeg przy grillu, kotwicowanie jachtem naprzeciwko destylarni Caol Ila i świeże rdzawce przyrządzane w kambuzie, biwakowanie na trawniku destylarni Ardbeg, pewien amerykański turysta rowerzysta, który przekonywał mnie, że „deszcz jest tu częścią całego doświadczenia,” zakład o podwójną szkocką wygrany z ikoną miejscowego towarzystwa w lokalnej spelunie, steki z Angusa od rzeźnika w Bowmore… Mógłbym tak ciągnąć jeszcze długo. Islay trzeba posmakować osobiście – jeśli nie jadąc na wyspę, to przynajmniej sącząc whisky z którejś z tutejszych destylarni.
[caption id="attachment_232" align="aligncenter" width="980"]
Jedna z atrakcji wyspy, które nie są związane z whisky. Celtycki Kildalton Cross pochodzi z początku VIII wieku i jest jednym z najstarszych tego typu zabytków w Szkocji.[/caption]